Ostatnio czytałem pewną piękną gawędę akurat na Dzień Myśli Braterskiej
Żył raz pewien człowiek. Był on bardzo ponury. Gdy chodził po ulicach swą ponurością i szarością zarażał każdego, kogo mijał. Jego rodzina stale mu powtarzała "Nie możesz być ciągle taki smutny i marudny! Nikt cię przez to nie lubi", lecz on zawsze mruczał pod nosem swoje i był obojętny na wszelkie uwagi.
Nie miał przyjaciół i nie czuł potrzeby zawiązywania z nikim przyjaźni. Miał przecież wszystko, czego było mu trzeba.
Lubił chodzić do lasu, zwłaszcza letnimi wieczorami. Lubił wieczorny krajobraz - ostatnie prześwity słońca między drzewami, lekka mgiełka zawisająca nad polaną.
Tego wieczoru wybrał się swoją ulubioną trasą, dróżką spacerową wzdłuż potoku, potem przez polanę, ścieżką do leśnej drogi i do domu leśną drogą. Gdy szedł przez polanę, dostrzegł kilka namiotów ustawionych wejściami do wnętrza kręgu, w centrum którego paliło się ognisko. Zauważył gromadkę młodzieży. Śpiewali coś wesołego do dźwięków gitary i fletu.
Mężczyzna zatrzymał się na chwilę. Zamruczał coś do siebie i poszedł dalej, zostawiając radosne śmiechy za sobą.
Szedł najciemniejszym fragmentem trasy, gdy zerwał się nieprzyjemny chłodny wiatr. Drzewa nad nim zaszumiały groźnie a pnie skrzypiały złowrogo. Zapiął szczelnie kurtkę.
Nagle jedno z drzew zaskrzypiało głośno, a nadwyrężony przez próchnicę i wiele porywistych wiatrów konar zaczął gwałtowni chylić się w kierunku idącego mężczyzny. Trwało to zaledwie ułamki sekund: gałąź leciała wprost na spacerowicza, ten zorientował się odrobinę za późno, odskoczył, lecz gałąź przytrzasnęła mu stopę. Krzyknął z bólu, upadając.
Kiedy już otrząsnął się z szoku, próbował wydobyć stopę spod konara, lecz był on zbyt ciężki, by podnieść go w takiej pozycji, w jakiej się teraz znajdował. Zaczął więc wołać:
- Ratunku! Pomocy!
Po chwili usłyszał w oddali młode głosy, a po ścieżce plątała się strużka światła z latarki.
- Tutaj! - ktoś krzyknął, gdy snop światła padł na rannego mężczyznę.
Gdy grupka osób była już blisko, spacerowicz dostrzegł kremowe mundury i czarne chusty zwisające z kołnierzy. "Skauci" - pomyślał. - "Pewni ci, co byli na polanie".
Dwóch skautów sprawnie odrzuciło gałąź, a jeden z nich poświecił latarką na stopę.
- Może pan nią poruszyć?
Mężczyzna spróbował. Stopa ruszyła się, ale na jego twarzy pojawił się grymas bólu.
- Weźmiemy pana do nas, opatrzymy, a potem odwieziemy do lekarza.
Spacerowicz chciał zaprotestować, lecz powstrzymał go jasny wzrok skautów i ich silne ręce, które już podnosiły go do pionu. Zaprowadzili go do jednego z namiotów. Nie słyszał już żeby śpiewali i śmiali się głośno. Raczej dreptali po obozowisku, ciekawie spoglądając na rannego.
- Popsułem wam zabawę, przepraszam - powiedział, gdy opatrywano mu stopę.
- Proszę nie przepraszać, bo nie ma za co. Jesteśmy od tego, żeby nieść służbę. A zabawa? Pogodę ducha ma się w sobie nawet, jeśli się nie śmiejemy. Oni wszyscy teraz się przecież bawią.
I mężczyzna dostrzegł, że to, co uważał za snucie się po obozowisku to w rzeczywistości zbieranie drewna, ktoś siedział przy ognisku z gitarą i próbował wybrzdękolić jakąś melodię, lecz ciągle mu się to nie udawało, więc parskał cichym śmiechem, a dwóch skautów siedziało w zaroślach i tylko czekało aż któryś przejdzie blisko nich, by móc go wystraszyć.
Tak, właśnie komuś stało się coś złego, a oni wciąż nie tracili pogody ducha.
- Jak wy to robicie? Że ciągle jesteście tacy weseli? - zapytał mężczyzna.
Skaut popatrzył na niego i odrzekł takim tonem, jakby odpowiadał na dziecinnie proste pytanie:
- Przecież każdy dzień jest cudem. Cudem jest to, że wstaje słońce, że my żyjemy, że możemy iść gdziekolwiek chcemy, że spotykamy na swej drodze ludzi, za którymi można w ogień wskoczyć... Dla pana było teraz cudem, że to tylko stopa ucierpiała. Mógł pan nawet zginąć. Powinien pan się cieszyć!
Mężczyzna spuścił głowę, bo dostrzegł, jak bardzo nudnym i ponurym człowiekiem był. Tyle dobrego działo się wokół niego, a on potrafił jedynie zrzędzić. A ci skauci cieszyli się z wszystkiego.
Cieszyli się, gdy świeciło słońce, bo mogli wyruszać na wędrówkę. Cieszyli się, że pada deszcz bo mogli zmyć z siebie trud i zmęczenie. Cieszyli się, gdy wiał wiatr, bo mogli puszczać latawce. Cieszyli się, gdy wstawał nowy dzień, bo nadchodziła nowa okazja, by stać się dla kogoś pożytecznym. Cieszyli się, gdy nadchodziła noc, bo mogli usiąść razem przy ognisku, złączyć dłonie w kręgu i udać się na spoczynek, po dobrze wypełnionym dniu.
Pamiętajcie byście potrafili docenić urok każdego dnia,
piękno każdego wschodu i zachodu słońca, abyście potrafili wyciągnąć
rękę, gdy ktoś potrzebuje pomocy i abyście potrafili powiedzieć
"dziękuję", gdy sami otrzymacie pomoc.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz